|
Zniesienie kontroli paszportowej nad Odrą und Nysą: Polska przystępuje do tzw. strefy Schengen, granica polsko-niemiecka nie stanowi już jej granicy zewnętrznej.
Z reguły na przejściu granicznym granicy polsko-niemieckiej nie będą odbywały się już kontrole, a jedynie wdłuż obszaru granicznego obecne będą patrole. Podobnie jak Niemcy, Francja i inne kraje strefy Schengen także Polska ma teraz dostęp do systemu informacyjnego SIS-I, który od marca roku 2008 zawierać będzie także dane biometryczne (SIS-II). Jednak, dopiero od roku 2010 wewnętrzny rynek pracy stanie się dla Polski rzeczywistością, wtedy to Polacy będą mogli pracować w strefie Schengen bez zezwolenia na wykonywanie pracy.
Aby dowiedzieć się, co myślą mieszkańcy i aktorzy regionu granicznego o tych zmianach, Veloblog udzielił im jeszcze raz głosu. Około 30 % mieszkańcom o bardzo zróżnicowanych profilach i pochodzących z różnych miejscowości wzdłuż granicy zarówno po stronie niemieckiej jak i polskiej, które spotkałam latem w ramach Vebloggu, zadałam teraz pytania:
- W jaki sposób zmieni się życie Państwa po zniesieniu kontroli paszpotrowych?
- Czy uważają Państwo, że „otwarcie granicy“ wpłynie na stosunki polsko-niemieckie?
To wykazało kolorowy patchwork reakcji, które prezentowane są tu, jak i w prasie niemieckiej i francuskiej. To zostało zaprezentowane w cichej nadzieji, iż tego powstanie coś w rodzaju ponadgranicznego raportu przy w współpracy z regionami granicznymi.
Życzymy Państwu przyjemności w czytaniu!
–
Rebecca Smith
Grosshennersdorf, Pracownik wydziału językowego w Wyższej Szkole Zittau/Görlitz
Jako osoba pochodząca ze Stanów Zjednoczonych cieszę się z tego, że będę mogła bez stempla chodzić i jeździć do Polski i Czech w odwiedziny do znajomych i / lub na zakupy. W przeciwnym razie paszport prędko by się zapełnił, bo każda podróż to sześć stempli! Niktórzy mają obawy o bezpieczeństwo lub pracę. Osobiście jestem za sensowną wolnością i otwartymi granicami.
Andreas Damisch
Grosshennersdorf, Artysta, muzyka i rzeźba
Jako Austriak czuję się tu jak u siebie. Za czasów monarchii podjęto już kroki w kierunku Europy, więc w Astrii to normalne, że co trzecie nazwisko brzmi czesko, węgiersko lub rdzennie austriacko. Gdy usłyszałem o tych wielu nadgranicznych ponadnarodowych inicjatywach, odrazu miałem ochotę się tu przeprowadzić i wcale nie żałuję!
Pawel Sosnowski
Görlitz, Fotograf
Dla mnie jako Polaka żyjącego w Niemczech likwidacja kontroli granicznej w zasadzie zmienia niewiele. Jedyną widoczną rzeczą to zniknięcie kontroli granicznych. Patrząc z perspektywy zawodowej jak również prywatnej to bardzo dobrze. W przyszłości, jak sądzę, nie będę musiał planować dodatkowego czasu na stanie w kolejce do granicy. To będzie bardzo praktyczne i przede wszystkim znacznie szybsze, co w mojej pracy jako fotoreportera dla jednej z gazet jest czasem bardzo istotne.
Miroslaw Swiecicki
Zgorzelec, Kierowca karetki pogotowia
Niemcy ze wschodniej części kraju wolą mieć granicę. Boją się, że są ludzie, którzy jadą do Niemiec, by kraść. Widziałem w polskiej telewizji, że to wielu Czechów. Ale Niemcy boją się Polaków. A Polacy myślą, że bez granicy jest lepiej. Ale jest jeden problem: Niemcy mają około dwa- trzy tysiące euro na miesiąc. Polacy tylko dwieście do trzystu euro. To się musi zmienić.
Wolfgang Martin
Mühlrosen przy Tagebau Nochten, urzędnik
Otwarcie granicy nie będzie miało wpływu na wydobycie węgla. Firma Vattenfall, która prowadzi wydobycie tu w Nochten działa również w innych regionach, także na terenie Polski. Tam podjęto już pewną współpracę. Nie sądzę, by przjeżdżali tu zagraniczni pracownicy.
Gabriele Schönfelder
Bad Muskau, Projektant
To otwarcie to tak, jakby otwierały się drzwi dwóch dobrych sąsiadów, którzy znają się już od dawna, zawsze pijali razem kawę ale tak naprawdę niewiele o sobie wiedzą. Znika płot dzielący ich ogródki i mają wspólny ogród! To szansa, by intensywniej przerobić historię i żyć teraźniejszością. Ten proces musi być wspierany przez politykę jak również przez zaangażowanych obywateli – to nie stanie się samo z siebie.
Wojtek Staniewski
Łęknica, Pracownik w Centrum Turmvilla w Bad Muskau
Nie będę więcej pokazywł paszportu na granicy. Dotychczas robiłem to dwa razy dziennie, ponieważ mieszkam w Łęknicy a pracuję w Bad Muskau. Podczas spotkań młodzieżowych nie muszę się już martwić o to, czy któryś z uczestników nie zapomniał dokumentów. Projekty dziecięce nie będą już zależne od biurokracji straży granicznej. Park w Muskau nie będzie podzielony a Nysa (jak za czasów księcia Pücklera) stanie się rzeką wewnętrzną. Nie będę więcej zdany na humor kontroli granicznej ani też nie będę więcej musiał przeżywać korków wynikających z chęci tankowania w Polsce.
Christoph Schneider
Łęknica, pracownik przy Centrum Turmvilla w Bad Muskau
Być może dla wielu osób będzie łatwiej ich myśli skierować poza most w Bad Muskau/Łęknica, będzie im łatwiej obługiwać wspólne linie autobusowe, budować przedszkola lub zajmować się wspólnym planowaniem miasta. W każdym razie będzie to niecodzienny obraz- bez ludzi stojących w korku, których obecność w Polsce ogranicza się do kupowania papierosów i benzyny. Co stanie właściwie z ludźmi, którzy do tej pory próbowali przetransportowywać do Polski więcej papierosów niż było to dotychczas dozwolone?
Andreas Peter
Guben-Gubin, Historyk
Otwarcie granicy wpłynie na polsko-niemieckie stosunki pozytywnie, mimo, że są ludzie, którzy się boją i martwią drobną przestępczością. Trzeba przeczekać, ale z pewnością straż graniczna nie zniknie stąd tak odrazu a problem przestępczości nie będzie aż taki poważny. Natomiast wymiana gospodarcza i kulturalna wzrośnie i tu w Guben-Gubinie budynki nie będą dłużej stały puste: wprowadzi się ktoś inny i może znów otworzą tam kawiarnię, Café Schönberger.
Irmgard Schneider
Guben-Gubin, Przewodnicząca Pro Guben e.V.
Znów będziemy mogli iść prosto przed siebie, bez potrzeby objazdu, by dojść do kontroli granicznej. Będziemy mogli iść, którędy chcemy. Ruch drogowy napewno się zmieni. Będzie można jechać nie tylko ulicą gubińską ale też frankfurcką. Tak jak dawniej, gdy byłam dzieckiem
Werner Bode
Osiedle Ernsta Thälmanna, Emeryt i komunista
Jako dla mieszkańca bezpośrednio przy granicy, moja codzienność się nie zmieni: kto chce, już dziś może jechać na drugą stronę. Oszustom i przemytnikom łatwiej będzie robić ich brudne interesy. W przyszłości złapani będą tylko przez przypadek lub w docelowym śledztwie i przy pomocy społeczeństwa. Trzeba będzie być bardziej czujnym. Pan minister Schäuble nie może więcej gwarantować bezpieczeństwa. Może jedynie obiecywać, ale nie dotrzyma słowa.
Peter Voigt
Ziltendorf, pobierający pomoc dla bezrobotnych
Codziennie w gazetach pełno od napadów i włamań. To wszystko można zwalić na Polaków. Wszyscy boją się wzrostu przestępczości. Ale nie ja! To co mnie spotkało, stało się już w RFN: trzykrotnie obrabowany, raz włamanie do mieszkania i dwa razy pobity, za każdym razem byli to niemieccy obywatele.
Petra Mallat
Forst, Wychowawca w Mijeskim Centrum Pracy Pozaszkolnej
Dzięki zniesieniu kontroli granicznych będzie można szybciej przyjechać do naszych przyjaciół i współzawodników sportowych w Lubsku. Ceny paliwa szybko dorównają tutejszym i być może poczta będzie prędzej docierać do sąsiednich krajów. Możliwe też, że zmniejszy się biurokracja podczas organizacji niemiecko-polskich spotkań.
Hans Kremers
Centrum Rodzinne Grießen
Moje, lub raczej nasze życie nie zmieni się po zniesieniu kontroli granicznych. Brak kontroli pozwoli na jeszzce lepsze kontakty w istniejących już stosunkach polsko-niemieckich (zwłszcza szkolnych i przedszkolnych), między Domem Rodziny e.V. w Guben i naszym Centrum Rocziny tu w Grießen. Ciągle nad tym pracujemy.
Hans-Joachim Musick
Kietz, pobierający pomoc dla bezrobotnych
Otwarcie granicy nic dla nas nie znaczy. Może dla starszych ludzi będzie to dobre, dla tych co w czasach NRD pracowali po tamtej stronie i ciągle jeszcze mają kontakty w Kostrzynie. Mogą się wzajemnie bez kotroli odwiedzać. Będziemy się sobie czuli bliżsi jako sąsiedzi. Wielu w Niemczech mówi o wzroście przestępczości, ale ja w to nie wierzę.
Andre Schneider
Kietz, Rybak i kapitan turystyczny
Dla nas otwarcie będzie z jednej strony dobre: będziemy mogli zaoferować rejsy po Warcie, wjazd do Polski będzie bez kontroli, co turystom, naszym gościom z pewnością się spodoba. Ale z drugiej strony może być to dla nas trudniejsze. Żyjemy z ruchu granicznego, z ludzi, którzy robią zakupy w Polsce. Wraz z otwarcem granicy ceny z pewnością tam wzrosną a klientela spadnie. Zobaczymy.
Michael Kurzwelly
Przewodniczący Słubfurt e.V.
Otwarcie granic wzmocni we Frankfurcie-Słubicach ideę, że nie chodzi wcale o dwa miasta, ale o jeden wspólny obszar. Szlabany znikną, łatwiej będzie jeździć tam i z powrotem. Teraz byłby dobry łączący autobus lub tramwaj. Powinien tu powstać rejon, w którym nie do końca się wie, czy się jest w Niemczech czy w Polsce. Podobnie jak na północy, gdzie mieszkańcy Szczecina kupują działki w Niemczech, a miejscowości są już pół-niemieckie, pół-polskie. Tak powinien wyglądać region graniczny: wymieszany.
Matthias Manthe
Schwedt, pracownik fabryki papieru
Nie sądze, aby warunki życia po stronie niemieckiej granicy nad Odrą i Nysą znacznie się zmieniły. Kontrole paszportowe nie były dla mnie uciążliwe i w żadnym wypadku nie odczuwałem ich jako ograniczenie mojej wolności. Należę do kategorii ludzi, którzy mają obawy odnośnie rozwoju przestępczości. Dzień 21 grudnia nie przyczyni się do stworzenia genialnej idei odnośnie poprawy stosunków Polski z Niemcami, ponieważ takie idee już istnieją- na małej (prywatnej) jak i na wyższej płaszczyźnie, np.: partnerstwa między szkołami, stowarzyszeniami, Strażą Pożarną, miastami. Polscy lekarze praktykują w niemieckich klinikach, Niemcy jeżdżą do Szczecina do pracy, Polacy kupują domy na niemieckich obszarach w pobliżu granicy polsko-niemieckiej- a więc wszystko przebiega normalnie.
Leszek Ludwiniak
Gryfino, Kierownik miejskiego działu społecznego i szkolnictwa
Wstąpienie Polski do strefy Schengen moim zdaniem nie zmieni wiele, ale strona niemiecka znów strasznie się boi. Osobiście będę mógł jeszcze szybciej dojechać z Gryfina do Szczecina przez Mescherin i Rossow i do tego bez tej nieprzyjemnej kontroli paszportowo-bagażowej.
Inge Bocklage
odpowiedzialna za dział Altwarp przy Adler Schiffe
Otwarcie to odciążenie: zaoszczędzimy czas, bo nie trzeba będzie jechać do przejść granicznych, możemy przybijać gdzie tylko chcemy. Ale napewno będziemy mieli mniej klientów. Będzie więcej połączeń ulicznych a ludzie będą więdej używali samochodu. Patrząc z punktu widzenia gospodarczego otwarcie będzie dla nas negatywne. Ale niemiecko-polskie stosunki napewno się poprawią, ludzie się do siebie zbliżą. Nie wiem dlaczego, takie mam przeczucie.
Pauline Dumontet
francuska turystka z lata
Mieszkańcy będą mieli na codzień łatwiej i być może będą inaczej traktować „tę drugą stronę“. Koniec granicznego rytuału i zdobycie nowej wolności? W każdym razie wspierana będzie wymiana gospodarcza, a z czasem może i mieszkańcy będą bardziej mobilni. A gdy już można przechodzić w jedną i drugą stronę, dotychczasowe przejścia będą rzadziej uczęszczane.
Yan Wang
chińska studentka, turystka z wyspy Uznam
Aby pojechać na wyspę Uznam, jako Chinka studiująca w Niemczech musiałam złożyć wniosek o wizę w polskim konculacie w Lipsku. Kosztowało mnie to pół dnia oczekiwania oraz 50 euro. Ale w sumie opłacało się, bo podróż nad granice była bardzo ciekawa. Swinoujscie jest miastem pełnym energii. Polacy są mili i gościnni. Gdy granicy się otworzy, Polska znów znajdzie się na moim planie podróży!
Ludovic Fresse
Berlin, francuska przewodnicząca Deltoidea e.V.
Zniesienie kontroli granicznych ma dla obywateli Europy przede wszystkim znaczenie symboliczne, o którym nie można zapomnieć. Zwłaszcza że linia na Odrze i Nysie była długo i mocno dyskutowana! Niemiecko-polska granica, podobnie jak kiedyś niemiecko-francuska, może stać się miejscem spotkań po tym, jak przez długie lata dzieliła lub stanowiła przeszkodę. To dobra wiadomość dla stosunków między tymi dwoma krajami (które w przyszłości nie będą tak systematycznie powoływać sie na drugą wojnę światową) i dla korzystających z pociągów nocnyhc, którzy we Frankfurcie nad Odrą nie będą już budzeni przez celników.
Minął właśnie miesiąc, odkąd skończyła się moja przygoda z Veloblogiem, ale nie ma ani jednego dnia, żebym o nim nie słyszała! Jakiś list, mail czy telefon od osób spotkanych tego lata na granicy niemiecko-polskiej, z różnych organizacji i stowarzyszeń prośby o wywiad lub o relacje z podróży – Veloblog wymaga więcej uwagi niż bonsai… ale jestem tym zachwycona!
Jest już przewidziany ostatni „wywiad-podsumowanie” dla audycji accents d’Europe na antenie RFI, ja tym czasem biegnę na pocztę, żeby wysłać paczki dla szczęśliwych zwycięzców konkursu na „blogomentatora”.
Nagrody otrzymują :
- Apolline: „najmłodsza”. Dzień po dniu przewracała kartki Veloblogu i śledziła wszystkie wydarzenia, od czasu do czasu dodając coś od siebie.
- Bruno: „człowiek wielowymiarowy”. Odbijał piłeczkę, na komentarz odpowiadając kolejnym komentarzem lub grą słów, do tego gorliwy fotograf i uczestnik ostatniego tygodnia wyprawy – Veloblog poznał z każdej strony!
- Dorothea i Jutta: „za dodatki w postaci bardzo pożytecznych informacji”. Panie z biura informacji w Lubuszu świetnie zrozumiały zamysł Veloblogu: poznać Odrzańsko-Nyski region pogranicza poprzez historie opowiadane przez jego mieszkańców i uczestników jego życia. Potrafiły one wykorzystać funkcję komentarzy, by w ten sposób uzupełnić nie zawsze wyczerpująco napisane opowieści. Dzięki temu Veloblog stanie się płaszczyzną wymiany poglądów i informacji na temat regionu!
- Frank: „najlepszy webmaster”. Czy słońce czy deszcz, Frank jest zawsze na miejscu, zawsze spokojny, zawsze wie co robić. Nawet jeżeli chodzi o komentarze. Po prostu!
- Hans-Joachim: „tylko słowo mówione”. Dzwonił do mnie praktycznie każdego dnia, żeby dowiedzieć się, gdzie jestem. Wszystkie miejsca zaznaczał w atlasie. I opowiadał mi o własnych doświadczeniach. Jest kimś, kto ma zdecydowane poglądy, ale niestety na razie żadnej pracy…
- Hervé: „najlepszy komentator, poruszający istotę rzeczy” – poza wszelkimi kategoriami. I nie potrzeba tu zbędnych k.o.m.e.n.t.a.r.z.y.!
Oto lista nagrodzonych! A Veloblog nadal podąża swoją drogą. Możecie pomóc mi rejestrować Veloblog w polskich, francuskich i niemieckich spisach blogów lub też wesprzeć go w konkursie na najlepszy blog prowadzonym przez Deutsche Welle (w kategorii „blogwurst”): www.thebobs.com/index.php?w=1184339000171979CMBZJVEF .
Teraz najważniejsze: Veloblog nie trafi na cmentarzysko starych, zapomnianych blogów, ale zostanie przekształcony w platformę wymiany informacji i poglądów na temat regionu Odrzańsko-Nyskiego. Będzie miał postać mapy z nazwami miejscowości, na które będzie można klikać – wszystko po to, by zgromadzone informacje były bardziej przystępne i geograficznie uporządkowane.
Co więcej, przy okazji wstąpienia Polski do strefy Schengen, w Berlinie i w Warszawie zostaną zorganizowane dwie wystawy zdjęć z Veloblogu. W tym celu właśnie zaczęłam bardzo intensywnie uczyć się języka polskiego…
Wiele osób pytało mnie o książkę o mojej przygodzie. Będę szukać inspiracji do jej napisania, a póki co mogę zaproponować Wam jedynie zamówienie za symboliczną sumę całości Veloblogu w wersji papierowej w wybranym przez Was języku. Zainteresowanych proszę o maila poprzez funkcję „Kontakt” (góra strony, po prawej…).
A co dalej? No cóż, o wszystkim dowiecie się, zamawiając newsletter na stronie Veloblogu!
Mam nadzieję, że razem wybierzemy się jeszcze w niejedną podróż, tu lub tam, w ten czy w inny sposób!
Charlotte Noblet
W Bałtyku zanika granica polsko-niemiecka, daleko na północy. Nasze spojrzenia giną w dali, wiatr wieje, leciutki deszczyk mży. Ani nam się śni kąpiel w morzu. Raczej po otwarciu się nowych horyzontów. Wszyscy razem rysujemy na piasku ogromnymi literami www.veloblog.eu. Czy tym symbolicznym akcentem pragniemy zakończyć naszą przygodę i tym samym zapraszamy innych ludzi na pokład statku?
Komentarz nie jest konieczny… a może jednak: konkurs „Blogomanów“ uważam za otwarty! Veloblog jest żądny komentarzy, szczególnie teraz. W dniu 30 września najlepsi autorzy komentarzy będą zaszczyceni po niemiecku, francusku i polsku!
Dane zwycięzców zostaną opublikowane online. Zapraszam Was nie tylko do pisania komentarzy, lecz także do zajrzenia na naszą stronę 30 września. Tam czeka na Was zajmujący program Postveloblogu!
Zatem do klawiatur: niezmiernie się cieszę na lekturę Waszych komentarzy… po sześciu tygodniach z krótkimi historiami jesteście mi to winni.
Z veloblogowymi pozdrowieniami,
Charlotte Noblet
Ostatni dzień Veloblogu zaczyna się rzeczywiście tak jak minione: zapis najnowszych wydarzeń, formatowanie i umieszczenie zdjęć w sieci, po części słodkie, po części słone śniadanie oraz nawiązanie kontaktu z miejscową prasą. Tylko Melanie musi nas już opuścić i wracać do Berlina.
Reszta grupy spotyka się z dziennikarzami gazety Ostsee-Zeitung w jednej z kafejek: ostatni wywiad przy filiżance kawy, całkiem odprężeni. Okazja, aby dowiedzieć się czegoś więcej o życiu na wyspie, o stosunkach między Niemcami a Polską, o nadziejach naszych rozmówców na lepszy dialog i wzmożoną ciekawość siebie, gdy wktótce strefa Schengen zacznie obowiązywać w Polsce.
Koniec izolacji Świnoujścia? Na dzień dzisiejszy przejścia graniczne są bowiem zastrzeżone dla pieszych i rowerzystów. “Kierowcy muszą pokonywać 240 kilometrów tylko po to, aby przedostać się na drugą stronę. Muszą oni objechać słynny Zalew Szczeciński, który mogliście pokonać z niemałymi przeszkodami. Prawdziwy absurd!”, tłumaczy nam. “Wraz z przystąpieniem Polski do strefy Szengen Niemcy z pewnością będą interesować się Świnoujściem”, spekuluje dziennikarz. Obawia się on jednak, że zły stan ulic polskiego miasta nie będzie w stanie sprostać silnemu ruchowi samochodowemu. Pytam się, co się stanie z taksówkarzami lub woźnicami, przwożącymi tam i tu turystów z przygranicznych sklepów. Czy pewna epoka dobiega końca?
Stalin był tym, który w roku 1945 chciał podzielić wyspę. Swą wolę przeforsował w ramach Układu Poczdamskiego. Może myślał, że tym samym sprawi prezent Polsce, jednak tak wcale nie jest“, zapewnia niemiecki dziennikarz, żonaty z Polką. „Sytuacja Świnoujścia zajmuje nadal Warszawę“, opowiada nam. „W latach 60-tych mówiono już o tunelu łączącym Świnoujście z Wolinem, na lądzie.“ Propozycji nie schowano do teczki, a subwencje Unii Europejskiej możnaby wykorzystać w tym celu… Poczym dodaje: „Życie na wyspie Uznam i na lądzie… to dwa zupełnie różne światy!“ Tym sposobem istniałaby podwójna granica: między Niemcami a Polską, między wyspą a lądem.
Istnienie granicy daje o sobie znać na koniec Veloblogu! Yan z posiadaną wizą może tylko jeden raz wjechać i wyjchać z Polski. W ten sposób niemożliwym jest dla chińskiej studentki poznanie niemieckiej strony wyspy, a później spędzenie nocy w Świnoujściu, po stronie polskiej. Zadowalamy się więc tylko spacerem na polską plażę…
Przez las docieramy do granicy. Po drodze odkrywamy Golm, najwyższy punkt na wyspie Uznam. 69 metrów wysokości, z okropną historią. Otóż niewiele pozostało z miejscowości, dokąd niektórzy przybywali kiedyś na parę dni, aby odpocząć. Powstał tu cmentarz marynarki wojennej. Datą, której nikt nie zapomni w tej okolicy, jest 12 marzec 1945, kiedy to Amerykanie zbombardowali port, przepełniony statkami transportującymi uchodźców i rannych. Ponad 20 000 zabitych. Dzisiaj miejsce pamięci zachęca do modlitw. Niedaleko znajduje się również miejsce spotkań młodzieży.
Kontynuujemy naszą podróż. Ubranie przeciwdeszczowe na nic się nie zdaje. Ku mojej uciesze osiągamy przejście graniczne na południu wyspy. Oddziela ono wyspę, która w dużej części jest niemiecka, od polskiego miasta Świnoujście, na północy wyspy…
…a raczej półwyspu, ponieważ na wyspę można dotrzeć samochodem lub pociągiem, jeśli przyjeżdża się od zachodu. To jest też droga, którą wybrały Sylwia i jej przyjaciółka z Chin. Obie przybyły z Lipska, aby ponownie spotkać się z grupą Veloblogu. Ponad sześć godzin spędzonych w autobusie i wiza dla Yan. Prawdziwa ekspedycja!
Punktem spotkania jest schronisko. Tam oczekuje nas magiczne zdarzenie: gdy wymieniam numer telefonu Zbigniewa Jakobsche, dyrektora szczecińskiego schroniska, który przyjął nas podczas ostatniego “dnia spotkania” Veloblogu, otwierają się nam drzwi, nie pozbawione tajemniczego spojrzenia. Dziękuję za nowe powitanie! Nie rozumiem wszystkiego, ale zatrzymam wspomnianą wizytówkę: sposób na podróż dookoła świata?
Po tym jak zatroszczyliśmy się o nocleg, podążamy zygzakiem w deszczu między wyższymi lub niższymi, bardziej lub mniej szarymi blokami Świnoujścia i na nasz ostatni wieczór Veloblogu wypatrujemy zaszycia się w jakiejś restauracji. Bardzo komfortowo… gdyby kuchni nie zamykano o godzinie 22. Jesteśmy zmuszeni wstąpić do sklepu i spośród wielu rodzajów wódki wybrać tę jedną…
Silny mężczyzna wsiada na rower, a trzy dziewczyny przygotowują się na podróż autostopem. Punktem spotkania jest port 17 kilometrów dalej, najpóźniej za dwie godziny.
Po około kwadransie marszu z wystawionym kciukiem siedzimy w samochodzie pewnego małżeństwa z Neubrandenburga (Branibór Nowy). Para ta spędziła kilka dni w swoim bungalow. Już od lat spędzają ferie w tej okolicy. „Wiele się zmieniło. Wcześniej z powodu bezcłowych rejsów przyjeżdżały tu autobusy jeden po drugim. Teraz panuje spokój w okolicy…“ Doganiamy naszego rowerzystę: jeszcze sześć kilometrów i spotkamy się w porcie przed ciepłą kafejką… a prom na nas poczeka.
Obóz bez ogniska w pobliżu przejścia granicznego, ogrzani łykami Żubrówki i kilkoma krokami tańca, śniadanie przygotowane przed przyjściem dziennikarki miejscowej gazety “Nordkurier” i już jesteśmy przygotowani na nowe historie i wyzwanie dnia: tak czy siak dotrzeć na wyspę Uznam.
Pokładamy nasze nadzieje w rybakach z Altwarp. Jest ich ośmiu, tak mówi pani Schnase, która nie tylko pracuje w związku małego portu (towarzystwo turystyczne “Altwarp am Stettiner Haff” e.V.), lecz także jest wierną mieszkanką swojej ojczyzny. Pani Schnase zna tutaj wszystkich. “Przed trzydziestoma laty żyło tu jeszcze około 50 rybaków. Czasy się jednak zmieniły. Zawód jest ciężki, najstarsi przechodzą na rentę, nikt ich nie zastępuje”, tłumaczy.
Przed południem jesteśmy świadkami powrotu rybaków, którzy rozładowują swój połów przy spółdzielni miejscowości - dużo sandaczy i okoni. Ryby zostaną przetransportowane do sąsiedniego Ueckermünde, a następnie będą rozprowadzane po okolicznych sklepach rybnych i restauracjach. “Rybacy wynajmują na morzu miejsce na swoje sieci“, opowiada mi pani Schnase, pokazując boje każdej z nich, przygotowywanej właśnie do kolejnej wyprawy. Dzisiaj nie ma już węgorzy, ale słyszę nadal o węgorzach tego portu, które podobno są przepyszne. Nie ma co porównywać ich z węgorzami hodowlanymi. Tylko, że należy wyruszyć na połów nocą, a rybacy nie robią tego codziennie… W toku rozmowy staje się jasne, że rybacy mimo wzrastającego zainteresowania turystyką nie opowiadają się za wzmożonym ruchem w porcie. Mimo to byliby gotowi przewieźć nas na drugi brzeg. My mamy jednak jeszcze jednego asa w rękawie: syn gospodarza, u którego wczoraj wieczorem zamówiliśmy jedzenie. Również jako rybak, byłby gotowy wczesnym popołudniem przewieźć nas i nasz rower na wyspę.
Tam… okrągły dom przypomina - jako ostatni budynek - o istnieniu obozu dla jeńców wojennych podczas II Wojny Światowej. „W obozie pracowali Francuzi, Belgowie i Rosjanie“, tłumaczy pani Schnase. “Produkowali oni części do rakiet V1, które były składane i testowane w Peenemünde.” Zachwycona faktem, że może pokazać wieś swojego dzieciństwa, pani Schnase opowiada mi o przesiedleniu mieszkańców wsi z Altwarp do Altstadt, w czasie Trzeciej Rzeszy, aby w ten sposób Wehrmacht mogła rozbudować strefę militarną. Następnie wspomina o sowieckim cmentarzu, położonym na wydmach, blisko wsi. “W zbiorowym grobie zostało pochowanych w sumie 250 osób, wśród nich byli Francuzi, Belgowie“, mówi. “Jednak szczątki zostały przewiezione do ich ojczyzn w roku 1953. Dzisiaj spoczywają tu jeszcze Rosjanie.”
Właśnie mieliśmy zamiar zrobić kilka zdjęć dla naszego Veloblogu, gdy zadzwonił telefon: nasz rybak nie będzie mógł nas przewieźć na wyspę, tłumaczy się nam w miejscowej restauracji. Mały stres i duży sprint, aby jeszcze zdążyć na ostatni autobus do Ueckermünde, skąd wyrusza ostatni oficjalny prom na wyspę. Mimo pełnej mobilizacji na nic nie zda się bieg do autobusu, musimy punktualnie wyruszyć… autobus już pojechał.
Małe głosowanie w grupie: pytamy jeszcze raz rybaków, czy naprawdę nie ma możliwości, aby przedostać się na drugi brzeg, bądź spróbujemy w jakiś sposób dostać się do Ueckermünde i jak każdy wsiąść na prom? Druga możliwość wygrywa. Nie możemy zmusić mieszkańców do pomocy, a nasza sztuka przekonywania już się wyczerpała. Po raz pierwszy Veloblog musi znaleźć coś zastępczego. Trochę szkoda, dwa dni przed zakończeniem wyprawy, ale nie pozwolimy się zniechęcić: dwie osoby chcą jeszcze do nas dołączyć i oczekują nas na wyspie Uznam. Mamy cztery dobrze zapakowane plecaki, 17 kilometrów i dwie godziny drogi przed sobą…
Przekraczamy posterunek graniczny tuż nad wodą i wchodzimy na pokład promu, który kursuje siedem razy dziennie między Nowym Warpnem a Altwarp. Kapitan pozwala nam wejść do swojej kabiny, aby sobie wspólnie poplotkować podczas przeprawy.
„Spółka Adler-Schiffe istnieje od… powiedzmy 1992“, rozważa pan Friedenhagen, po czym wylicza statki od tamtego czasu. „Było tu wiele spółek, które zajmowały się rejsami promów z bezcłowymi sklepami. Adler-Schiffe miała pięć parowców. Wśród nich także promy do transportu samochodów. To co tutaj widzicie, to wszystko co pozostało!“
Chcemy się również dowiedzieć, jak dotrzeć na wyspę Uznam. „Stąd można wyruszać tylko w poniedziałki, w przeciwnym razie trzeba wyruszać od Ueckermünde.“ Gdy opuszczamy pokład, szepcze mi pewien polski pracownik, że warto wejść jeszcze do knajpki rybaków w Altwarp…
“Chcecie porozmawiać z mieszkańcami wsi, aby usłyszeć coś o regionie i obyczajach panujących tutaj? Ale tutejsi nie zajmują się niczym szczególnym, poza tym, że cały dzień piją…“ mówi Łukasz, zarządzający polem kempingowym. Żałuje, że mieszkańcy wsi nie pomagają mu w realizacji jego projektów. „Nie są za bardzo otwarci…“
Opowiada sam trochę o historii tej miejscowości. Przed wojną żyło tu około 5000 ludzi. Istniała linia kolejowa i wiele więcej. Infrastruktura jeszcze jest, ale niestety już nie działa. Nie ma kogoś, kto by doprowadził to do porządku. Poza tym istniały tu niemieckie fabryki broni, na wyspie Wolin i Uznam. Aż przyszli Rosjanie i wszystko zniszczyli… Później nadszedł czas bezcłowych statków. Wiele osób przybywało tutaj, aby udać się na przejażdżkę po Zalewie Szczecińskim, na jedną bądź dwie godziny na pokładzie statku bezcłowego. „Wiele przedsiębiorstw konkurowało ze sobą“, wspomina Łukasz. „To były dobre czasy, tyle się działo w okolicy, ale od tego czasu…“ Od przystąpienia Polski do Unii Europejskiej nie ma więcej rejsów bezcłowych. „Wielu podążyło dalej na wschód, w pobliże nowych granic UE“, opowiada Łukasz.
Mimo wszystko, granica między Polską i Niemcami, UE albo nie, wciąż jeszcze istnieje. „Istnieje jeden prom między Nowym Warpnem a Altwrap, ale tyko i wyłącznie dla pieszych i rowerzystów.“ Łukasz życzy sobie prom do transportu samochodów, aby przewozić turystów i aby Polska nie musiała więcej robić tak dalekiej drogi okrężnej, by dotrzeć do Rostocku. „Wszyscy tutejsi mieszkańcy czekają na to, jednak Warszawa nie podąża naprzód. Także Niemcy po drugiej stronie nie są szczególnie zachwyceni…“
Ten sam problem dotyczy drogi do Uznam: jeden prom na tydzień, w poniedziałki. Veloblogowi będzie trudno dotrzeć do ostatniego posterunku granicznego, całkiem na północy, blisko Bałtyku. Nawet dostać się na łódź rybacką nie jest łatwo. „Drobni rybacy niszczą swoje łodzie, aby otrzymać pieniądze z UE, zamiast dalej pracować za marne pieniądze. Będziecie mieli problemy, aby kogoś znaleźć“, ostrzega mnie Łukasz.
Co za Europa! Mamy nadzieję, że po drugiej stronie będzie lepiej. W Niemczech. Czy znaleziona na drodze skorupka od orzecha oznacza coś dobrego czy złego?
Tymi słowami można by streścić naszą małą wędrówkę, której trasa przebiega między Nowym Warpnem a małym miastem w północno-zachodnim rogu Polski, blisko granicy z Niemcami. Wędrujemy z jednego gniazdka do drugiego. Za każdym razem witają nas szczekające psy, a czasem próbują nas nawet śledzić. Jeden, dwa, a nawet pięć psów w jednej chacie. Można się do tego przyzwyczaić, a bojaźliwi zagryzają zęby i podziwiają stare domy z palonej cegły, z widocznymi drewnianymi belkami oraz ogrodami, pełnymi owocowych drzew i kwiatów. Dobry nastrój nam dopisuje…
…a szczególnie po tym jak Bartek podrzuca nam swoim BMW nowy kabel do komputera. Stary sypał iskrami na polu kempingowym… zanim się roztopił… zadziwiając samą siebie nie wpadłam w panikę: Veloblog był świadkiem o wiele gorszych rzeczy i za każdym razem był ktoś, kto służył pomocą. Tym razem był to Bartek. Świetnie! Ogromnie dziękuję, teraz mogę jeszcze kilka dni pisać, tak jak to zaplanowałam.
Inny szczęśliwy przypadek: w pewnym sklepie uchyliły nam się drzwi poza godzinami otwarcia, dając szansę na spełnienie naszych „słodyczowych“ i „lodowych“ marzeń. Absolutnym punktem szczytu szczęśliwych przypadków okazał się pewien kierowca, który zatrzymuje się, aby zabrać nas, nasze ogromne plecaki i rowery. Nie ma żadnego problemu, wszystko mieści się w mercedesie z siedzeniami we wzory skóry tygrysa. Ruszamy w takt muzyki techno. Nasz dialog ogranicza się do minimum, ale za to na naszych twarzach pojawia się uśmiech. Przed zachodem słońca chcemy rozstawić namiot.
|
|