Archiwum dla 14. lipiec 2007
W końcu mogę Wam przekazać pierwsze relacje, a to wszystko bez jakiegokolwiek przekręcenia pedałem! Rebecca z zachwytem opowiadała o swojej wiosce, w której żyje od 1995 roku, po tym jak przez jakiś czas jako młoda Amerykanka marzyła o tym, aby pracować jako protestancka misjonarka w Rosji. Ja ze swojej strony opowiem Wam historię centrum dla upośledzonych. Wszystko zaczęło się w XVII wieku, od szlacheckiej rodziny, która to posiadała tutaj właśnie skromny zamek. Pewna dama z pewną, jak na ten czas bardzo rewolucyjną ideą, postanowiła założyć tutaj szkołę, która miałaby być otwarta nie tylko dla dzieci z powiatu, ale do której uczęszczanie miałoby dla wszystkich być obowiązkowe: „Der Katharinenhof”. Wkrótce stała się ona centrum dla upośledzonych w wiosce. A również i to centrum samo opowiada swoją historię: Znajduje się tam miejsce, które przypomina o uprowadzeniu ponad 150 upośledzonych dzieci przez nazistów. Znaleść można tam również bibliotekę i piekarnię. Ponieważ w czasach NRD, jak mi tłumaczy Rebecca, umożliwiało to opiekę nad upośledzonymi dziećmi, nie wystawiając ich na otarcie się o polityczny reżim i życie na skraju społeczeństwa. Rezultatem tego było, że wielu, którzy nie chcieli zgodzić się z tzm politycznym reżimem, przyjeżdżało do Grosshennersdorfu, aby pracować w tutejszym centrum. To stwarzało możliwość spotkania się i wypracowywania alternatywnych projektów, które przetrwały po dzień dzisiejszy. A centrum dla upośledzonych do dziś jest głównym pracodawcą w wiosce, podczas gdy PGRy (Pańswowe Gospodarstwa Rolne) made by NRD już dawno przestały istnieć… Może nie jest to zbyt wesoły temat, jak na pierwszą wzmiankę, ale mimo to jest to dobry przykład na integrację upośledzonych.
Mimo, że tkwię po uszy w przygotowaniach, musiałam bowiem zorganizować jeszcze moje pierwsze/ostatnie wyzwanie: mały wieczór pożegnawczy przed startem z Berlińczykami, którzy dowiedzieli się o projekcie… A do tego wszystkiego mój rower jeszcze nie był zapakowany! Cała operacja zakończyła się jednak sukcesem. Nasz mały krąg spotkał się w Kreuzbergu w szkole językowej PSP Sprachpunkt, aby dowiedzieć się o ostatnich nowinkach na temat prowadzenia bloga i o jego instalacji przez “Deltoidea”. Resztę pozwolę Wam samym odkryć poprzez zdjęcia, a sama siadam w pociąg w kierunku Zittau , który jest punktem startowym tej wielkiej przygody, położonym przy południowej granicy polsko-niemieckiej. I już rozpoczyna się przygoda: przy linii kolejowej pomiędzy Horka i Goerlitz znajduje się plac budowy, podróżujący rowerami muszą skorzystać z objazdu przez Cottbus i Drezno. Pociągi są pospóźniane, połączenia w bardzo małych odstępach czasu. Jak dotychczas jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto zaanimuje do uprawiania sportu na peronie! I tak wierzę, że punktualnie pojawię sie u mojej gospodyni, którą wczoraj wieczorem znalazłam za pomocą Hospitality Club. Ta platforma internetowa, która oferuje kwatery wszystkim obieżyświatom, właśnie niedawno została powołana do życia przez młodego Drezdeńczyka… |